fot.: materiały prasowe Jakuba B. Bączka
Jak znaleźć drogę, która prowadzi do życiowego sukcesu i osobistego spełnienia, rozmawiam z Jakubem B. Bączkiem, trenerem mentalnym i biznesowym, właścicielem kilku firm, autorem kilkunastu książek. Człowiekiem, któremu szczęście i satysfakcję przynosi wspieranie ludzi w odnoszeniu ich własnych zwycięstw.
Kiedy w 2014 roku cały świat z zapartym tchem śledził polskich siatkarzy, to, co zadziwiało szczególnie, to była ich pewność siebie. Dzień przed finałem Mariusz Wlazły miał powiedzieć: „Mamy wszystko, czego trzeba, by pokonać Brazylię”. Brazylię, której nieprzerwana hegemonia trwała od 2002 roku, a Polska od 40 lat nie miała takiej szansy. I dokonało się. A każdy analizujący składowe tego sukcesu istotną rolę przypisywał Twojej osobie. Jak się wtedy czułeś?
Polubiłem bezsenność. A poważnie – czułem się rewelacyjnie. Widząc, jak moja wiedza na temat mentalności wpływa na poszczególnych zawodników, odczuwałem satysfakcję, ekscytację i dumę. Ale z drugiej strony też odpowiedzialność. Śmiało można powiedzieć, że połowa Polaków patrzyła nam w te dni na ręce. To, co w takich chwilach dzieje się w głowie, jest nie do opisania. A ja zajmuję się tym, żeby ta burza myśli szła w stronę motywacji i determinacji do osiągnięcia sukcesu, a nie lęku. Bez względu na to, czy pracuję z inwestorami, milionerami, wybitnymi sportowcami czy agentami nieruchomości, wiem jedno – wszystko zaczyna się w głowie!
Dobrym przykładem mogą być piłkarskie mistrzostwa świata w Rosji. Warto zastanowić się, gdzie leży przyczyna porażki Polski. Czy byliśmy świadkami nieprzygotowania mentalnego? Już wiemy, że mamy utalentowaną drużynę z sukcesami. W końcu zakwalifikowała się do trzydziestki najlepszych drużyn na świecie!
Czy gdy zaczynałeś pracować z reprezentacją siatkarzy, celem było złoto? Czy też cel był mniejszy, ale przesuwał się w miarę odnoszonych sukcesów, kolejnych wygranych meczów?
Dokładnie tak. Cele stopniowaliśmy i dostosowywaliśmy do momentu, w którym byliśmy. Na początku koncentrowaliśmy się na dobrym meczu otwarcia z Serbią. Przypominam, że po raz pierwszy w historii polskiej siatkówki mecz ten został rozegrany na… stadionie piłkarskim! 62,5 tys. ludzi wołało „Polska!” na trybunach. To było niesamowite uczucie. Potem, trochę żartobliwie, koncentrowaliśmy się na tym, żeby wygrać po 3 sety w każdym z meczów grupowych :) Następnie byliśmy zorientowani na dojściu do finału. W samej końcówce turnieju myśleliśmy już tylko o złocie. Zespół był tak mocny mentalnie, że wręcz byliśmy tego złota pewni.
Jak sformułować motywujący cel?
Wysoko! Na pograniczu naszych dzisiejszych możliwości, na granicy ze strachem. Ale następnie cel trzeba rozpracować tak, żeby codziennie realizować jego elementy składowe i na nich się skupić. I tylko raz na jakiś czas spoglądać na swoją drogę z lotu ptaka i przypominać sobie nasz cel-gigant. Kiedy na przykład marzę o zakupie pierwszej kamienicy, najpierw szkolę się z flippingu, podatków czy kosztów remontu, potem przeprowadzam pierwsze inwestycje w kawalerki, a pewnego dnia po prostu realizuję swój wielki cel. Jestem przy tym świadomy, jak wiele nieoczekiwanych rzeczy może się wydarzyć po drodze i potrafię się w takich momentach automotywować.
Do każdego celu można dojść różnymi ścieżkami. Na każdej ścieżce spotkają nas dobre i złe doświadczenia. I wcale nie działają one w zgodnym kierunku z naszą motywacją. Dla niektórych złe są trampoliną, innych dobre rozleniwiają. Dlaczego tak różnie sobie z nimi radzimy?
Wiele zależy od wzorców, które wynieśliśmy z domu. Od strategii radzenia sobie z problemami naszych rodziców. Jeśli jako dzieci widzieliśmy w rodzinnym domu, że tata się poddawał i uciekał w wymówki przy wyzwaniach, to nie ma innej możliwości. Wiadomo, że będziemy mieli nabyte podobne podejście do wyzwań. Oczywiście, nie znaczy to, że nie można tego zmienić, jednak nasze bliższe – rodzina, szkoła – i dalsze środowisko wychowawcze – media, podwórko, grupy wtórne – mają wielkie znaczenie. Warto zastanawiać się nad swoimi wzorcami oraz swoimi mocnymi i słabymi stronami, by rozwijać te pożądane. Motywować się w sposób, który najefektywniej wpływa na nas.
Nasze podejście do wyzwań jest nabyte. Można je jednak zmienić.
Jak więc przebiega taki trening mentalny?
To proces. Zaczynamy od uświadomienia sobie swoich przekonań. Następnie czeka nas praca nad zmianą przekonań negatywnych, ograniczających. Kolejnym etapem będzie wykształcenie nowego nawyku (np. przekuwania niepokoju w determinację do zmiany), a finalnie – wyćwiczenie w sytuacjach trudnych takiej reakcji, by – zamiast wymówek – odczuwać siłę do działania. To trochę, jak z treningiem na siłowni: trzeba mocno wytrenować mięśnie, by finalnie zrobić 50 poprawnych pompek. W tym przypadku zamiast mięśni, trenujemy mózg. Wielu ludzi w to nie wierzy, ale wytrwałość, silna wola, konsekwencja to umiejętności, które można wytrenować. Rosną jak mięśnie. Im częściej ich używamy, tym są mocniejsze.
Na Twojej stronie przeczytałam słowa Tomasza Kammela: „Kuba motywuje aż do bólu”. Czy skuteczna motywacja musi boleć?
Nie musi, ale faktycznie czasem boli. Dopóki nie mówię wprost i „kawa na ławę”, ludzie często są mistrzami racjonalizacji: „Palenie? Eee tam! Mój dziadek palił odkąd pamiętam i dożył dziewięćdziesiątki”. Żeby pomóc, czasem muszę być bezlitosny dla kłamstw i wyparcia. Daje to spektakularne rezultaty.
Praca mentalna nad sobą (jednostki, ale także zespołu – uczę tego w korporacjach) jest tym trudniejsza, im więcej ograniczających przekonań niesiemy w głowie przez życie. Pozbywanie się tego balastu bardzo ułatwia zmianę nawyków, ale bywa bolesne… Trener mentalny to ktoś, kto znając pułapki psychiki ludzkiej, potrafi tak pokierować człowiekiem, by w wyniku własnej pracy odkrył on drogę na swój everest.
Kim jest osoba odnosząca sukces? Czym odróżnia się od kogoś, kto tego sukcesu nie odnosi?
Powiedziałbym, że jest silniejsza mentalnie. Jest spora szansa, że dużo czyta, dba o zdrowie i otacza się inspirującymi ludźmi. Nie jest to reguła, ale gdybym zrobił jakieś badania w swoim otoczeniu, to takie wskazówki obroniłyby się empirycznie. Osoby odnoszące sukces mają wewnętrzną determinację do tego, by podążać w obranym kierunku. Czasem wzorce wyniesione z domu czy środowiska spowalniają ich krok. Niemniej jednak widać w ich działaniu konsekwencję, parcie na wynik, albo chęć osiągnięcia wyznaczonego sobie celu.
Trening mentalny, tak ważny w sporcie, zawojował nie tylko „salony” (na Twojej stronie mnóstwo jest rekomendacji gwiazd show-biznesu), ale także serca zwykłych ludzi. Osoby, które zetknęły się z Twoimi programami, można liczyć już w setkach tysięcy. Czego szukają u Ciebie najczęściej? Czy to jeszcze poszukiwanie motywacji czy już psychoterapia?
Moje wystąpienia publiczne faktycznie gromadzą tysiące osób. Są mieszanką wiedzy naukowej, podanej w ciekawy i atrakcyjny sposób, z motywacją do działania. Bywają też formą terapii. Czasem przychodzą do mnie osoby w momencie wielkiego kryzysu życiowego, które po godzinnym wykładzie podejmują działanie, rosną im skrzydła. Mamy w firmie całą górę listów, wiadomości, a nawet nagrań wideo od ludzi, którzy po jakimś czasie, często ze łzami w oczach, dziękują nam za zmianę życiową. To daje niezwykłą satysfakcję. Taką samą jak zdobycie mistrzostwa świata.
Czego szukają? Najczęstszym motywatorem człowieka jest bycie szczęśliwym. Osoby, które śledzą treści przekazywane przeze mnie, dążą do rozwoju w różnych aspektach swojego życia, do poczucia spełniania i wolności. Każdy odczuwa to inaczej, jest w innym wieku, w różnej sytuacji, w życiu prywatnym i w pracy. Wielką wagę przykładam do kształtowania nawyków, które prowadzą do podnoszenia efektywności zawodowej, a w konsekwencji – wolności finansowej.
Wytrwałość, silna wola, konsekwencja to umiejętności, które można wytrenować. Rosną jak mięśnie.
Budowanie i motywowanie zespołów jest aktualnie prawdziwym wyzwaniem. Większość literatury i modele, które ona opisuje, to dzieło badaczy z lat siedemdziesiątych, a wchodzące na rynek młode pokolenia Polaków zdają się być już z totalnie innej bajki. Millenialsi nie wierzą autorytetom, a najmłodsze na rynku pracy pokolenie C ma trudności ze skupieniem swojej uwagi na czymkolwiek na dłużej. Masz więc jakąś radę, jeśli chodzi o budowanie zaangażowania w zespole pracowników?
W punkt! Podobnie jest zresztą z naukami o zarządzaniu czy o sporcie. Wiedza dostarczana na wielu uczelniach, które nie idą z duchem czasu, nie przystaje do współczesności. Millenialsów na pewno nie motywuje metoda kija i marchewki. Marchewka wydaje się im manipulacją, a kij – niesprawiedliwością. Nawet jeśli te metody się łączy, tworząc coś w rodzaju „marchewkija”, to taki millenials oczekuje od firmy zupełnie czegoś innego. To, co dziś motywuje, to rozwój w strukturach pracy, zespół ciekawych ludzi, zaufanie i nadawanie odpowiedzialności czy regularny feedback. Musiałem się tego uczyć na żywym organizmie – wszak najwięcej osób zatrudniam w firmie, w której zajmujemy się animacją czasu wolnego w turystyce. Dałem pracę kilku tysiącom młodych ludzi i wiem, że podręczniki z lat 70. nie mają o nich po prostu pojęcia.
Dziś motywują: rozwój, zespół ciekawych ludzi, zaufanie i nadawanie odpowiedzialności czy regularny feedback.
A teraz, na koniec, chciałabym, żebyś dał czytelnikom jedną wskazówkę, podpowiedział jedną rzecz, którą powinni zrobić dziś, bez zwlekania, a która spowoduje, że wkrótce odczują zmianę.
Ten, który to czytasz, weź proszę kartkę papieru. Podziel ją na 2 części. Po jednej stronie napisz „2018 – rzeczywistość”, a po drugiej „2019 – życie pełne pasji”. A teraz pisz… Pisz tak długo, aż pojawi się na tyle dużo endorfin w organizmie, że wstaniesz i zaczniesz działać w swoim jedynym życiu, jakie masz. Trzymam za Ciebie kciuki!
Dziękuję za rozmowę.
Magazyn ESTATE
Skupiamy uwagę na nieruchomościach
Bezpłatny e-magazyn w 100% dla pośredników
Wiedza i inspiracje do wykorzystania od ręki dostarczane przez doświadczonych uczestników rynku nieruchomości z zakresu marketingu nieruchomości, sprzedaży i negocjacji, prawa i finansów oraz rozwoju osobistego.