fot.: Damian Bartoszek
Największym wyzwaniem dla nas w przyszłości będzie umiejętność pracy w skupieniu i mądrego korzystania z uwagi.
O kompetencjach niezbędnych człowiekowi XXI wieku rozmawiam z Piotrem Buckim – trenerem, psychologiem, menedżerem, marketerem, coachem i wykładowcą – który pomaga ludziom kształcić kompetencje miękkie i kompetencje budowania relacji biznesowych, bazując na psychologii behawioralnej i neuropsychologii.
Dobierając słowa do przedstawienia Twojej osoby, miałam pewną trudność. Między „coach” a „wykładowca” mamy znaczeniową przepaść...
Za każdym słowem kryje się jakieś znaczenie, słowa potrafią przylgnąć jak etykiety. Za każdym razem, gdy przedstawiam się jako coach, liczę się z tym, że część osób będzie postrzegała to raczej negatywnie, przez pryzmat swoich doświadczeń ze słowem „coach”. Gdy mówię „wykładowca”, sytuuje mnie to w nudnym świecie akademickim. Lubię więc mówić o sobie po prostu, że jestem nauczycielem. Od ponad 18 lat uczę ludzi odkrywać, projektować, a potem szlifować ich kompetencje. Posługuję się w tym – w odróżnieniu od wielu osób, co chciałbym podkreślić – metodami badawczą i empiryczną.
Dlaczego to tak warte podkreślenia?
Dla mnie najważniejsze jest to, w jaki sposób dochodzimy do prawdy – za pomocą nauki, a nie opinii czy też intuicji. Jakkolwiek intuicja jest bardzo przydatna w wielu sytuacjach, to intuicyjne postrzeganie świata bardzo często wyprowadza nas w pole. Oczywiście są osoby, które przede wszystkim wolą mieć rację. Ale są też takie jak ja, które ponad własną rację przedkładają dochodzenie do tego, jakimi rzeczy są, do takiej prawdy, która skupia się na odkrywaniu faktów.
Nasz mózg nie lubi się trudzić. Lubimy obstawać przy tym, co dobrze nam znane. Kuszą nas łatwe rozwiązania, proste przepisy.
Łatwe rozwiązania mają to do siebie, że są totalnie nieskuteczne. To przeczy takiemu zdroworozsądkowemu podejściu, że im prościej, tym lepiej. Aktualnie świat jest tak bardzo skomplikowany, te wewnętrzne powiązania są tak mocne i poplątane, że rozumienie świata jako całości jest niezmiernie trudne. Nawet rozumienie siebie samego – jako całości – jest trudne, a bywa i niemożliwe. Ja stawiam na ciekawość i czułość w podejściu do siebie, do swoich pomyłek i problemów.
Dlaczego ludzie dzielą się na takich, którzy dążą do prawdy, do rozwoju, podważają, weryfikują, i takich o nastawieniu bardziej… wykonawczym?
Wynika to – po pierwsze – z różnic indywidualnych, charakterologicznych. Po drugie – ze sposobu, w jaki jesteśmy socjalizowani. To niezwykle istotny element, by na etapie wczesnego rozwoju dziecka dawać mu możliwość otwartego poznawania świata, a nie dogmatyzowania. Należy uczyć zadawania pytań i budowania sobie obrazu świata za pomocą ciągłego pytania „dlaczego?”. Takie wychowanie jest trudniejsze dla rodzica, ale powstaje wtedy człowiek mądry, myślący samodzielnie. Natomiast, jeśli wychowujemy dziecko w kierunku takiego dogmatycznego myślenia – tak jest i już, rób tak, bo ci każę – bez możliwości podważenia zasadności tych działań, bez dawania szansy na dyskusję, to wtedy wychowujemy człowieka, który będzie całkowicie zewnątrzsterowny, będzie łatwo ufał autorytetom i podążał za nimi. W pytaniu stosujesz podział dychotomiczny. Ja, niestety, znam jeszcze takich, którzy chcą się rozwijać, ale wcale nie chcą dochodzić prawdy. Rozwijają się w takim modelu, który nazywa „szarlatańskim”. Szukają coraz to nowych cud- -metod na swoje funkcjonowanie w świecie, które najczęściej nie mają żadnego naukowego uzasadnienia, ale ich głosiciele mają bardzo dużą charyzmę, wysoki autorytet i dysponują dużą liczbą dowodów anegdotycznych. To z rozwojem często nie ma nic wspólnego, a i bywa wręcz szkodliwe, bo ludzie uzależniają się wręcz od ciągłego wdrażania nowych metod, od bywania na kolejnych wykładach, zwłaszcza motywacyjnych. Konsumują bez refleksji, czerpią adrenalinę, ale w ich życiu nie ma głębokiej zmiany.
Ja wybrałem naukę, ale ta droga jest trudna. Nauka i podejście badawcze do siebie są ścieżką odważną i decyzją, która utrudnia funkcjonowanie, bo z raz zdobytą wiedzą trzeba coś począć. Ogląd rzeczywistości jest bardziej prawdziwy, co potrafi smucić. Częściej jednak fascynuje.
Jaką widzisz kluczową kompetencję, którą współczesny człowiek powinien w sobie pobudzać?
Myślę, że taką główną i najważniejszą kompetencją współcześnie, jest właśnie ta kompetencja eksperymentalnego i badawczego podejścia do swojej natury, mądrego rozpoznawania siebie w obszarze kompetencji, ale też zachowań, postaw i motywacji. Żeby budować świadomość swojej tożsamości, a przy tym patrzeć na siebie jak na proces, a nie jak na skończone dzieło. W dodatku robić to z taką uważną czułością, w sposób nieoceniający, a jeśli zauważymy coś, co uznamy za niekorzystne – nie biczować się, nie karać, ale dociekać przyczyn.
Potem tę umiejętność obserwacji należy rozciągać na to, jak funkcjonujemy wśród ludzi. To wydaje mi się szczególnie ważne w zawodach relacyjnych, takich jak zawód pośrednika. By przyglądać się, jak budujemy relacje, badać ich charakter, patrzeć na swoje intencje w kontakcie z innymi, co one mówią o nas. Zadawać sobie pytania – jak mi się pracuje z różnymi ludźmi, co robię, gdy relacje są dla mnie trudne, z czego to wynika, jakie wtedy odczuwam emocje, co je wywołuje. Podchodzić z ciekawością. To taka uber-kompetencja, którą nazwałbym ciekawością siebie, ludzi i świata.
Współcześnie najważniejszą kompetencją jest eksperymentalne i badawcze podejście do własnej natury i do świata.
Nasze otoczenie się zmienia, zmieniają się wyzwania, przed którymi staje człowiek i sposób, w jaki na nie reaguje. Także w życiu zawodowym.
Lata 90., początek XXI w. to czas gloryfikowania wielozadaniowości, multitaskingu. Dziś już wiemy, że podzielna uwaga to iluzja. Współcześnie nasz układ nerwowy jest przeciążony, co jest zagrożeniem dla produktywności, efektywności, ale również zdrowia. A świat się będzie zmieniał nadal i to w sposób coraz bardziej nieprzewidywalny.
Umiejętność pracy nad swoją uwagą, skupiania jej na tzw. pracy głębokiej – to obszar szkoleń, które coraz częściej są zamawiane, nawet przez duże korporacje, w których przecież jeszcze niedawno wielozadaniowość tak chwalono, a za doskonale stymulujące środowisko uważano biura typu open space, gdzie w kółko wszyscy z wszystkimi mieli kontakt i ciągle ze wszystkimi rozmawiali. Okazuje się, że to wcale takie dobre nie jest.
Drugą taką ważną kompetencją jest zatem świadome i mądre wykorzystywanie zasobów uwagi i czasu do realizacji celów, ale też do nabywania nowych umiejętności i nowej wiedzy.
Wszyscy mamy tyle samo czasu, jak to się dzieje, że niektórzy ten czas potrafią wykorzystać lepiej, bardziej efektywnie?
To twierdzenie kiedyś sam bardzo często wykorzystywałem, często taką tezę stawiałem. Z punktu widzenia obiektywnej fizyki wszyscy mamy dokładnie tyle samo czasu w tygodniu, tyle samo dni, godzin, minut. Kiedyś też byłem zwolennikiem teorii, że wszyscy ludzie mają równe szanse i wszystko zależy od nas, musimy po prostu włożyć więcej wysiłku. Niektóre zjawiska trzeba jednak dobrze określić w kontekście warunków społecznych i ekonomicznych, w których funkcjonujemy. Do pewnego stopnia jesteśmy oczywiście kowalami własnego losu, ale pułap, z którego startujemy, nie pozostaje bez znaczenia. Mając środki finansowe, kupujemy sobie oszczędność czasu – płacimy za fast tracka na lotnisku, dietę pudełkową, by nie gotować, panią od sprzątania czy nawet osobistą asystentkę od wszystkiego. Wtedy tego czasu mamy więcej, bo nie musimy go przeznaczać na podstawowe sprawy.
Jedynie w świecie idealnym moglibyśmy skupiać się tylko na tym, co lubimy robić, co przynosi nam satysfakcję i pcha do przodu na ścieżce kariery, jednocześnie delegując rzeczy, które są nudne czy trudne innym ludziom lub powierzając je automatyzacji, robotom lub sztucznej inteligencji. Ale tak nie jest. Jednak już dziś niektórzy potrafią zrobić z posiadanym zasobem czasu więcej niż inni.
Nawet jeśli wyobrazilibyśmy sobie taką sytuację idealną, to pojawia się problem, który jest właśnie związany z rozproszoną uwagą. Teoretycznie nie powinniśmy mieć problemu ze skupieniem uwagi na tym, co dla nas ważne i ciekawe w danej chwili. W praktyce jednak sposób, w jaki spędzamy czas, jest w dużej mierze pochodną tego, co naszą uwagę przykuwa w danym momencie. Nasz mózg zalewany jest nieustającą falą atrakcyjnych bodźców, które konkurują o naszą pamięć operacyjną. Co gorsza, najczęściej sami fundujemy sobie rozpraszające bodźce, choćby przez to jak kształtujemy swoje środowisko pracy czy nauki. Bywa i tak, że jesteśmy już wręcz uzależnieni od bodźców, które nas cały czas aktywizują. W języku angielskim jest takie ładne słowo „distraction” (rozproszenie), które zawiera w sobie źródłosłów „traction” – czyli śledzenie, podążanie. Trakcja to droga, czyli wszystkie czynności i etapy, jakie musimy przejść, a które przybliżają nas do założonego celu. Gdy coś nas rozprasza, zostajemy wytrąceni z trakcji. Coś szwankuje z naszą uwagą, z określeniem celów albo z samym procesem pracy. Czasem szwankuje także taka umiejętność autorefleksji i wpadamy w sidła czegoś, co nazywa się nadmiernym optymizmem, albo taką perfidną wizualizacją sukcesu. Wiele osób myśli, że wystarczy optymistycznie podchodzić do swoich działań i wizualizować sobie sukces.
Sposób, w jaki spędzamy czas, jest w dużej mierze pochodną tego, co przykuwa naszą uwagę w danym momencie.
Wielu trenerów rozwoju osobistego taką technikę wizualizacji poleca...
Tak, tyle że takie podejście nie ma żadnego uzasadnienia w badaniach. O wiele skuteczniejszą praktyką jest tzw. dwójmyślenie, czyli zarówno zakładanie tego, co pójdzie dobrze, ale też jednocześnie przygotowywanie się na to, że pojawią się sytuacje trudne i przeszkody. I co wtedy. Planowanie w ramach takiego dwójmyślenia wyróżnia osoby, które potrafią dobrze zaplanować sobie pracę, także w obszarze własnej reakcji na czynniki rozpraszające. A najmocniej na nasze rozproszenie wpływają emocje, które się w nas gromadzą, które nami targają w trakcie realizacji jakiegokolwiek zadania. To jest o wiele silniejsze niż bodźce zewnętrzne. Bodźce zewnętrzne można dosyć łatwo wyeliminować. Można przygotować sobie tak środowisko pracy, żeby smartfona schować do szuflady, nawet zamknąć na klucz. Ograniczyć dźwięki, muzykę, rozmowy, żebyśmy mogli pracować np. w słuchawkach wygłuszających.
Jak to jednak odnieść do charakteru pracy pośrednika w obrocie nieruchomościami, który pracuje przecież w zgoła innych warunkach?
W książce Głęboka praca Call Newport stawia taką tezę, że jeżeli chcemy żyć dobrze w przyszłości, musimy się nauczyć pracować głęboko. Praca płytka będzie dosyć szybko zastępowana przez automatyzację i roboty. Jak tylko się okaże, że komputer może coś zrobić łatwiej i szybciej, a w dodatku jest tańszy w utrzymaniu, zastąpi człowieka.
Wszystkie elementy pracy, które mają wartość, wymagają skupienia. Jako pośrednik w obrocie nieruchomościami, żeby np. opracować wzorcową ofertę bazującą na różnych elementach storytellingu, na wszystkich modelach porównywania cen, bazującą na głębokiej wiedzy z zakresu psychologii chociażby, trzeba pracować głęboko. Najpierw, by się tego nauczyć, a potem, by tę wiedzę świadomie adaptować. Nie może w tym momencie być rozproszony i odpowiadać cały czas na telefony, musi sobie znaleźć te 2-3 godziny dedykowane na pracę głęboką. Ktoś, kto chce pracować jako dobry i mądry pośrednik w obrocie nieruchomościami, nie traktuje tego dorywczo, ale faktycznie widzi w tym zawodzie swoją przyszłość, musi nieustannie uczyć się nowych rzeczy. Zmieniają się rzeczywistość, przepisy prawa, klienci. Żeby być naprawdę dobrym, trzeba to naprawdę opanować.
Kontakt z klientem to nieodzowna część pracy, często czas reakcji ma decydujące znaczenie. Nie da się tego pogodzić?
Bardzo często oszukujemy się tym, że potrafimy pracować dobrze w środowisku, które jest zanieczyszczone rozproszeniami. To tak samo, jak ludzie się oszukują, że mogą pisać SMS-y, gdy prowadzą samochód. Potrafią, ale do czasu groźnego wypadku. Badania są bezlitosne – funkcje poznawcze spadają, uwaga spada, jakość spada. To nie jest przypadek, że coraz częściej zdarza nam się otrzymywać (a także wysyłać) maile z błędami, które nie są starannie napisane albo zawierają wątki, których tam nie miało być. Co jest wprost efektem braku głębokiego skupienia. A w głębokim skupieniu można pisać mądre maile, które będą zawierały wszystkie niezbędne informacje i nie będą wymagały ciągłego ping-ponga i dookreślania. Oczywiście nie chodzi o to, by stać się takim mnichem, zamykać się i pracować w głębokim skupieniu niczym Karl Jung podczas tzw. wielkiej introwertycznej ucieczki. Warto naprawdę zastanowić się, czy są jakieś zadania w naszej pracy, które wymagają takiego głębokiego skupienia i np. planować je na porę dnia, w której to obciążenie kontaktemze światem zewnętrznym może być mniejsze.
Wszystkie elementy pracy, które mają wartość, wymagają skupienia.
W jaki jeszcze sposób możemy pracować nad utrzymaniem się w stanie trakcji?
Przede wszystkim trzeba mieć bardzo precyzyjnie określony cel, który chce się osiągnąć. Są różne sposoby określania celów, choćby znany chyba wszystkim SMART, nie będę się nad tym rozwodził. Jednak chcę podkreślić, jak ważne jest, byśmy się zastanowili, co nas ekscytuje w tym celu, dlaczego on jest dla nas ważny. Umiejętność pozostawania na trakcji jest w dużej mierze pochodną tego, w jaki sposób rozumiemy sensowność i istotność wykonywanych zadań. Znaczenie ma tu w mniejszym stopniu motywacja zewnętrzna, w postaci nagrody czy kary, ale przede wszystkim motywacja wewnętrzna, która ma kilka składowych. Stopień autotomii – czy sam wybieram środki dochodzenia do celu, sam dobieram zasoby, które są mi do tego potrzebne i sam dysponuję swoim czasem, bo mam świadomość, kiedy mi się lepiej pracuje. Druga rzecz to mistrzostwo – to czy pracę nad dojściem do danego celu mogę wykorzystać jako poprawę swoich kompetencji, czy to działanie mnie na tyle ubogaca, że staję się lepszą wersją samego siebie. Na przykład – jeśli przejdę kurs projektowania ceny i zapoznam się ze wszystkimi procesami poznawczymi, które zachodzą u mojego klienta, kiedy on rozpatruje cenę i podejmuje decyzję, to czy opanowanie takiego materiału przybliży mnie do celu bycia lepszym i bardziej docenianym pośrednikiem. Kolejnym elementem w tej układance jest celowość i zasadność – czy naprawdę widzę sens tego, co robię, i wierzę w niego. Sens różny od zarobku, rzecz jasna. Jeżeli te rzeczy wypełnimy, to jest nam łatwiej pozostać na trakcji.
Znalezienie odpowiedniej motywacji miałoby wystarczyć? Często musimy jednak wykonywać niemotywujące nas zadania, które są nieodzowną częścią pracy. I odkładamy je, i odkładamy, aż do najpóźniejszego terminu...
Wejście w ten stan wymaga często rewizji naszych kompetencji. Prokrastynacja, czyli irracjonalne odkładanie w czasie zadań do wykonania, oznacza niepodejmowanie nawet próby wejścia w stan trakcji. Badania nad prokrastynacją wskazują, że nie jest to kwestia lenistwa, zaburzeń w obszarze silnej woli, ale problem z regulacją emocji. Boimy się, że nie sprostamy zadaniu, postrzegamy je jako trudne, a gdy jesteśmy perfekcjonistami – boimy się, że efekt nie będzie tak doskonały, jak byśmy tego chcieli. Bywa też, że postrzegamy je jako nudne, uwłaczające naszej inteligencji czy kompetencjom.
Trzeba zdać sobie sprawę, że każda praca będzie się składała z tych elementów, które są fajne i z tych, które są mniej fajne. Obraz, który ludzie często kreują na użytek mediów społecznościowych sprawia, że postrzegamy ich życie jako składające się z serii fantastycznych momentów, sukcesów, chwil, w których z pasją realizują wspaniałe rzeczy. Nie widzimy trudnych momentów, drogi dojścia, godzin żmudnych czynności, rozczarowań czy porażek. Ten obraz w ramce – wystarczy, że znajdę pracę, w której będę kochać to, co robię, to nie przepracuję ani jednego dnia – powoduje irracjonalne oczekiwania wobec naszej własnej rzeczywistości oraz frustrację, gdy odbiega ona od tego obrazu. Obrazu z gruntu nieprawdziwego. Nie ulegajmy iluzji tej pogoni za realizacją celów, zwłaszcza za wszelką cenę. Czasem trzeba się zatrzymać, poddać się, przyznać, że nie wyszło albo że wyszło, ale nie tak, jak chcieliśmy. A potem zastanowić się, z czego to może wynikać.
I gdyby znów tu nawiązać do zaburzeń uwagi, to przecież nie jest też możliwe, by być non stop skupionym. Gdy nie realizujemy założonych zadań, trzeba się zastanowić dlaczego – jak pracuję, w jakich warunkach, co odciąga moją uwagę, jak prokrastynuję, co wtedy robię, dlaczego, co to wyzwala. Dlaczego nie pracuję i sam siebie oszukuję. Choć wiem, że mam skończyć coś ważnego, czuję, że czas ucieka, a sięgam po smartfon albo inne zajęcie…
Czasem trzeba się zatrzymać, poddać się, przyznać, że nie wyszło albo że wyszło, ale nie tak, jak chcieliśmy.
Taka wartościowa i uważna autorefleksja wymaga pewnego szkieletu i wiedzy, w jaki sposób zadawać sobie pytania i dochodzić do tej prawdy o sobie. To nie są łatwe sprawy...
Zgadzam się, że dobra autorefleksja wymaga pewnego rodzaju konstrukcji psychicznej, wiedzy i dość dużej odwagi. Dlatego, że jest to odwaga spojrzenia na siebie, jak na kogoś, kto się potyka i błądzi. To jest pierwsza rzecz. Po drugie, wymaga wiedzy na temat tego, jak funkcjonujemy jako osoba. Taką wiedzę można nabywać w dosyć prosty sposób – poprzez codzienną obserwację siebie i notowanie. Co najmniej przez tydzień powinniśmy zapisywać wszystko, co robimy w trakcie dnia pracy, jakie nawyki towarzyszą nam przy wykonywaniu codziennych czynności. Dobra autorefleksja nie jest oceniająca, powinna być podejmowana z intencją ciekawości samego siebie, by być narzędziem zebrania materiału do analizy.
Kiedy już tak się sobie przyjrzymy, niczym przez szkło powiększające, co dalej? Co zrobić z naszymi zapiskami?
Należy się zastanowić, która z zaobserwowanych rzeczy jest dla korzystna, a która nie. Nad tą drugą powinniśmy pracować i powinna to być nasza świadoma decyzja – chcę to zmienić. I tak dotarliśmy do trzeciej kluczowej kompetencji, a mianowicie rozumienia i kształtowania swoich nawyków higienicznych związanych z pracą i życiem. Każdy nawyk, w tym także nawyki związane z nałogami, powstaje dlatego, że nasz mózg lubi w schematyczny i uproszczony sposób reagować na środowisko, które go otacza. Jeśli środowisko jest zmienne, łatwo będą wykształcać się nawyki potrzebne do przeżycia, trudniej będzie nam wykształcać nawyk świadomie. Rutynowe środowisko zaś wywołuje w nas reakcje, które często związane są z silnymi emocjami wywołanymi przez bodźce ze środowiska, np. smartfon leżący na stole podczas spotkania. Sięganie po niego bywa bardzo nawykowe. Gdy bierzemy go do ręki, wchodzimy w aplikacje, a tam spotyka nas coś nowego – w mózgu aktywuje się ośrodek nagrody. Ponieważ nagroda w telefonie jest losowa – raz jest miła, raz nie, raz jej nie ma, raz jest – nawyk może być bardzo silny.
Co można spróbować zrobić z tymi negatywnymi nawykami?
Po pierwsze – można wyeliminować bodźce wywołujące, przy czym trzeba przyjrzeć się bodźcom zewnętrznym, jak i wewnętrznym (czyli emocjonalnym). Można zmienić reakcję na bodziec – zastąpić działanie innym działaniem (np. sięgać po pestki dyni, gdy mam ochotę na papierosa). Można też obrzydzić nagrodę, czyli sprawić, by wydawała się mniej atrakcyjna.
Pracę nad sobą i nad swoimi nawykami trzeba rozłożyć w czasie. Nie próbujmy zmieniać wszystkiego jednocześnie – jeden nawyk na raz. Druga rzecz to czas zmian. Teraz mamy początek roku, przednówek, to jest trudny czas na kształtowanie nowych nawyków, na zmiany. Organizm jest wysilony, a przecież nasz umysł nie działa w oderwaniu od organizmu. Jesteśmy zmęczeni, brak nam witaminy D3. Najlepszy czas na pracę nad nawykami to czas, gdy jesteśmy wypoczęci, najlepiej podczas dość długiego urlopu, zwłaszcza gdy zdecydujemy o wprowadzeniu jakiegoś nowego nawyku.
Czy wprowadzenie każdego nawyku jest równie trudne?
Ludzie ulegający modzie chcą często tworzyć pewne modne nawyki. Jeśli te nawyki są niezgodne z ich tożsamością, nie utrwalą się, będą się odklejać i zsuwać z nich jak z patelni teflonowej. Bez silnej zakorzenionej tożsamości sportowca, osoby aktywnej, wszelkie nawyki związane z budowaniem codziennej aktywności np. porannym bieganie, będą powodować opór. Jeżeli taka osoba chce więc wykształcić nawyk związany z aktywnością fizyczną, powinna powiązać go z czymś co lubi, np. bieganie ze słuchaniem podcastów, intensywne spacery z fotografią. Jeśli nie mamy tożsamości czytelnika, to codzienny nawyk czytania książek trudno będzie nam wykształcić. Jeśli nie mamy chronotypu – czyli predestynowanego dla nas czasu, w jakim powinniśmy funkcjonować – tzw. skowronka, to stawianie sobie za cel wstawania o 5 rano jest z góry skazane na niepowodzenie.
Mamy pewne wyidealizowane wyobrażenie swojej osoby. To chyba najczęstszy powód, dla którego takie wyzwania sobie stawiamy...
Mamy tu oczywiście do czynienia ze zjawiskiem naszego ego. Drugim mechanizmem, który pozwala nam bardzo dobrze funkcjonować w świecie i w nawykach, które wcale nie są dla nas dobre, jest dysonans poznawczy – to niesamowita zdolność naszego umysłu do łączenia dwóch sprzecznych ze sobą informacji. Np. jestem osobą, która deklaratywnie dba o zdrowie, ale palę papierosy. Wtedy poszukuję informacji, które pozwolą mi tę informację jakoś zneutralizować, zaadaptować. Nie mogę być obiektywnie osobą dbającą o zdrowie i palącą, dlatego moje ego, które chce zachować swój dobry obraz, zaczyna szukać uzasadnienia, wyjątków, racjonalizuje. Tak samo przy pracy nad nawykami lubimy siebie oszukiwać. Znajdujemy sobie wymówki, żeby czegoś nie robić. Nasz umysł nieustannie płata nam figle, zarówno w postaci błędów poznawczych, jak i błędów percepcji, błędów kulturowych. To oddala nas od prawdy o nas samych i świecie. Dużo cenniejsza w moim odczuciu jest postawa zwiadowcy, który chce się dowiedzieć, jak jest naprawdę, niż żołnierza, który broni swoich poglądów, obrazu świata i siebie samego bez względu na to, ile przemawia za tym, że jest on iluzoryczny.
Umysł nieustannie płata nam figle w postaci błędów poznawczych. To oddala nas od prawdy o nas samych i świecie.
Jakie nawyki obiektywnie warto w sobie kształtować niezależnie od tożsamości?
Warto wyrobić w sobie nawyk dbałości o regularność w porach dnia i dbałość o sen. To wymaga wyregulowania organizmu i poznania tego wspomnianego chronotypu, zgodnego z typem naszej osobowości. To mit, że dla każdego wstawanie o 5.00 rano jest dobre. Dobre jest wstawanie w obrębie własnego chronotypu, który powinno się sprawdzić i zbadać, np. na długim urlopie. Wtedy, bez zbędnego przebodźcowywania się, możemy sprawdzić, jak naturalny zegar biologiczny naszego organizmu działa: kiedy się budzimy bez budzika, kiedy chce mi się spać, wstawać, kiedy nam się najlepiej funkcjonuje, pracuje, czyta, kreatywnie myśli. Taka analiza wymaga szczerego wobec siebie podejścia badawczego – rezygnacji z nadmiarowych zachowań, nocnych imprez, używek – alkoholu i 2 porannych kaw. Analiza nie może być zaburzona przez zewnętrzne zmienne. Wszystko to wymaga od nas wysiłku i zaangażowania. Diagnoza jest bowiem wartościowa tylko wtedy, gdy będzie możliwie bliska prawdy. A nie będzie jakimś iluzorycznym tworem, częściowym obrazem.
Jeśli miałbyś naszym czytelnikom udzielić jednej rady, jednej wskazówki, którą mogliby zacząć stosować od zaraz, to co by to było?
Polecam zacząć od obserwacji codziennych nawyków. Jeden dzień z notatnikiem, który pobudzi tę naszą ciekawość siebie i zapoczątkuje uważność, czyli ten szczególny rodzaj uwagi, nieosądzającej i intencjonalnie skierowanej na wybrany element codziennego doświadczenia.
Dziękuję za rozmowę.
Magazyn ESTATE
Skupiamy uwagę na nieruchomościach
Bezpłatny e-magazyn w 100% dla pośredników
Wiedza i inspiracje do wykorzystania od ręki dostarczane przez doświadczonych uczestników rynku nieruchomości z zakresu marketingu nieruchomości, sprzedaży i negocjacji, prawa i finansów oraz rozwoju osobistego.