Pandemia koronawirusa wprowadziła niepokój i niepewność na całym świecie – dotyczy to także rynku nieruchomości. Trudno więc przewidzieć, co się wydarzy w najbliższej przyszłości. Można jednak posiłkować się doświadczeniami, które mamy za sobą. Przykładem jest epidemia SARS w 2002 roku, po której nastąpiło ogromne ożywienie gospodarcze. To oznacza, że pandemia koronawirusa może mieć również pozytywne skutki na rynku nieruchomości.
Trudno nie płynąć z prądem emocji, jakie dzisiaj nami targają. Doniesienia medialne nie są optymistyczne. Sytuacja epidemiologiczna jest trudna, a prognozuje się, że będzie jeszcze gorzej. Nie można jednak popadać w skrajności. Rzeczywiście z dużymi inwestycjami warto poczekać, ale wcale nie dlatego, że będzie gorzej. Co ciekawe, historia pokazuje, że takie trudne sytuacje dla gospodarki mogą mieć również pozytywne skutki. Prześledźmy to na przykładzie epidemii SARS w 2002 roku.
SARS a koronawirus
Obecną sytuację epidemiologiczną wywołaną wirusem SARS-CoV-2 można porównywać z sytuacją z końca 2002 roku. Wówczas rozprzestrzeniający się wirus SARS został wykryty w Chinach. Nie jest to idealne porównanie, ale trudno byłoby znaleźć inne. Wtedy wirus nie był rozprzestrzeniony aż na taką skalę jak obecnie koronawirus. Zainfekowanych było tylko 8 tys. ludzi (liczba zarażonych koronawirusem wynosi obecnie 120 tys. osób), ale śmiertelność była procentowo wyższa. Wirus miał wpływ na obniżenie wzrostu PKB głównie w Chinach. W innych krajach nie wpłynął znacząco na gospodarkę. Teraz, w związku z koronawirusem, sytuacja jest trudniejsza do opanowania. Warto jednak prześledzić, jak wtedy wirus wpłynął na rynek nieruchomości i liczyć, że w tym przypadku będzie chociaż podobnie.
Jak wpłynął SARS na rynek nieruchomości w Hong Kongu?
Sytuacja, podobnie jak teraz, była niespodziewana i nie można było się do niej przygotować. Ceny mieszkań spadły o 8%, a liczba zawieranych transakcji kupna – sprzedaży zmalała o około 20-30 procent. Co prawda już wcześniej ceny delikatnie spadały (trend ok. 2%), ale nie aż w takim tempie. Epidemia trwała około 5 miesięcy i w tym czasie analitycy prognozowali, że spadki cen nieruchomości będą większe, a tak się nie stało. Dlaczego?
Osoby, które miały do sprzedaży nieruchomości, wolały tę sytuację przeczekać, aniżeli sprzedać je za mniejszą cenę. Dlatego właśnie znacząco obniżyła się liczba transakcji. Najtrudniejsza sytuacja była w hotelarstwie, gdzie wcześniej notowano poziom obłożenia na poziomie około 80-90 procent. W czasie epidemii było to 20%, a ceny spadły o 30%. Wiele hoteli zrezygnowało ze świadczenia usług, a niektóre ograniczały koszty do minimum lub zmieniły model biznesowy.
Co stało się po zakończeniu epidemii SARS?
Kiedy stwierdzono, że epidemia jest opanowana, ceny nieruchomości gwałtownie wystrzeliły w górę – o 30%! Co więcej, po epidemii zauważono większy standard usług w branży hotelarskiej. Zaczęto bardziej zwracać uwagę na utrzymanie czystości. Doszło do ogromnego ożywienia w gospodarce nieruchomościami. Podobnie było z wyjazdami zagranicznymi – zainteresowanie takimi podróżami wzrosło o 40%. Ludzie więcej zaczęli wydawać na restauracje, rozrywkę, biżuterię i nowe samochody.
Było to bardzo dziwne i nikt się tego nie spodziewał. Można to tłumaczyć chęcią odreagowania złych chwil przez osoby, które dotknął ten problem. Psychika ludzka często reaguje w ten sposób na trudne sytuacje. Objawia się to większym dążeniem do zaspokojenia potrzeb (nawet tych luksusowych), przez co konsumpcjonizm wzrasta.
Co to oznacza dla polskiego rynku nieruchomości?
Możemy spodziewać się, że jeżeli sytuacja zostanie szybko opanowana, to skutki pandemii nie będą tak katastrofalne jak niektórzy prognozują. Sytuacja w Hong Kongu pokazała, że nie warto podejmować pochopnych decyzji pod wpływem emocji. Nie ma też co liczyć na znalezienie okazji cenowych na poziomie 50%, bo nie ma aż takiej desperacji wśród ludzi. Warto po prostu przeczekać ten trudny czas i wkrótce z nowym entuzjazmem wrócić świadomie do gry.
Źródło: webinar Merytorycznie o nieruchomościach - Małgorzata Lewandowska