fot.: archiwum prywatne Katarzyny Gajek
Z danych najnowszego raportu „Global Wealth Report 2023” wynika, że na przestrzeni ostatnich dwóch dekad przeciętny majątek Polaka wzrósł aż pięciokrotnie (w porównaniu z 2000 rokiem). Przeciętną majętność naszych obywateli na koniec 2022 r. „wyceniano” na 52 741 USD. Na początku bieżącego stulecia kwota ta wynosiła zaledwie 10 334 USD. Rośnie liczba milionerów, czyli osób o deklarowanym rocznym dochodzie powyżej miliona złotych, a prym wiedzie oczywiście Warszawa, gdzie w zeszłym roku – według danych Krajowej Administracji Skarbowej – mieszkało 4870 milionerów.
Obsługa wymagających klientów segmentu private banking wymaga dużego taktu i dyskrecji, a nieruchomości luksusowych – nieszablonowego anturażu podejmowanych czynności. O synergii zawodowych doświadczeń i wykorzystywaniu jej w konstruowaniu zdywersyfikowanego biznesowego portfela rozmawiam z Katarzyną Gajek, przedsiębiorczynią, właścicielką agencji nieruchomości GK Estate oraz agencji weddingowej Aspire.
Zacznijmy od próby zdefiniowania luksusowej nieruchomości. Co o tym stanowi?
Wyjść należałoby chyba od definicji dobra luksusowego. Charakteryzuje je bardzo wysoka cena, doskonała jakość, estetyka, symboliczna znacząca marka oraz niepowtarzalność. Dobra luksusowe służą do zaspokajania ekstrawaganckich potrzeb konsumentów, są wyznacznikiem statusu i zamożności. W przypadku nieruchomości wyróżnikami będą także wyjątkowa lokalizacja, zabytkowy charakter obiektu, czasem także jego historia. W każdym przypadku są one trwałym nośnikiem wartości i lokatą kapitału.
Aspire to nazwa Twojej pierwszej firmy, działającej w branży eventowej, a dokładnie – ślubnej. Zdradź jej sekret.
Słowo klucz to: „aspirować”. Sprzedawałam nieruchomości za 2 miliony, ale też organizowałam tyle warte śluby. Dlaczego ludzie są gotowi tyle wydać? Bo to „coś” o nich mówi. W pracy z każdym klientem kluczowe jest zbudowanie relacji, która umożliwia zdiagnozowanie potrzeb i głębokiej motywacji. Jeśli poświęcisz czas na poznanie klienta i wysłuchanie ze zrozumieniem tego, co przekazuje Ci werbalnie i pozawerbalnie, będziesz w stanie oferować mu to, czego potrzebuje. A w efekcie przybliżyć go do tego, do czego aspiruje.
W jednym i w drugim obszarze zajmuję się najpierw i przede wszystkim… ludźmi. Spełniam ich marzenia, wchodzę w ich życie – na tyle, na ile mnie zaproszą, oczywiście – dowiaduję się wielu szczegółów, często przecież bardzo prywatnych. Analizuję sytuację rodzinną, finanse, potrzeby, upodobania, plany. Jestem świadkiem ślubów, ale i rozwodów, dzielenia majątku, sprzedaży nieruchomości z powodu zmiany etapu życia, czasem z radosnych przyczyn, czasem przeciwnie – śmierci partnera etc.
Jeśli poświęcisz czas na poznanie klienta i wysłuchanie go, będziesz w stanie oferować mu to, czego potrzebuje.
Postawiony przed nami cel to znaleźć lub sprzedać nieruchomość, ale w małym obrazku – mamy zrozumieć, docenić, wycenić, pomóc, doradzić, poprowadzić, pogratulować, współczuć, zaprezentować, a w najlepszym scenariuszu, obwieścić sukces.
Słyszę w Twoich słowach i tonie głosu ogromną pasję do tej pracy.
W nieruchomościach każda transakcja to zupełnie nowa, fascynująca historia. To uwielbiam w tej pracy i to czuję całą sobą. To jest niesamowite, bycie agentem nieruchomości to nie praca, a styl życia! Tak jak byłam jedną z pierwszych osób, które budowały wizerunek wedding plannera w Polsce, tak i teraz dbam, by wizerunek zawodu, który uprawiam, wizerunek – jak się potocznie mówi – „pośrednika”, także był na poziomie. Osoby, z którymi się stykasz, które widzą jakiś mały ułamek działań – każda z nich w przyszłości może stać się Twoim ambasadorem. Naprawdę poważnym źródłem zleceń jest dla mnie m.in. notariusz. Ale nie dlatego, że jest między nami jakiś deal, ale ponieważ na własnej skórze doświadcza tego, jak pracuję, że transakcje, które przynoszę zakończone są w atmosferze obopólnego zadowolenia. Wszystko jest dobrze przygotowane, klienci doinformowani, zabezpieczeni. Nie zdarzają się sytuacje, w których ktoś nie zjawia się na akcie, albo próbuje negocjować warunki nad spisanym aktem. Aktualnie mam dwóch notariuszy, którzy stali się moimi klientami. Traktuję tę sytuację jako mały papierek lakmusowy tego, co robię na co dzień i jakie po sobie zostawiam wrażenie.
Nikt nie rodzi się agentem nieruchomości, jak napisałaś na stronie Twojego biura. Ty wkroczyłaś do świata nieruchomości trzy lata temu. Czym zajmowałaś się wcześniej?
Najpierw była praca w reklamie. Zaczęłam bardzo wcześnie, jeszcze na studiach. Byłam takim młodym skoczkiem, jedna agencja reklamowa, potem kolejne, zbieranie doświadczeń, trwało to w sumie 5 lat. Potem postanowiłam przejść na stronę klienta, by poznać inną perspektywę, tym razem ze strony zamawiającego usługę. To były ciekawe czasy, trafiłam do branży alkoholowej, do czołowego polskiego producenta, zatem – duże projekty, duże budżety.
Przez kilka lat łączyłam rozwój własnej firmy eventowej z pracą dla agencji. Branża usługowa, rozrywkowa, rządzi się takimi prawami, że Ty pracujesz, kiedy ludzie odpoczywają – to są popołudnia, weekendy, wakacje. Wymagało to ode mnie sporo wysiłku, ale po 7 latach byłam spokojnie w stanie się z tego utrzymywać, więc przeszłam całkowicie na swoje.
A co było punktem zwrotnym, zapalnikiem, źródłem inspiracji do tego, by zająć się pośrednictwem w obrocie nieruchomościami?
Pandemia. Branża eventowa została zamrożona de facto na 2 lata. Mój kalendarz nagle stał się totalnie pusty. Organizowałam dużo imprez międzynarodowych, a gdy przestały latać samoloty, imprezy zaplanowane na dwa lata do przodu zostały przełożone na bliżej nieokreślone kiedyś. Impas. Powstało pytanie: co dalej? W krótkim kryzysie rozpracowałam, jaki kapitał posiadam, i okazało się, że są nim relacje. Grono klientów z bardzo uprzywilejowanej grupy – to mój zasób. Tylko z czym wrócić do klientów, z jaką usługą, co będzie odporne na pandemie, wojny i inne zawirowania rynkowe. Nieruchomości!
No i tak rozpoczęłam mentalny proces – jak to połączyć? Jak poznać rynek, ludzi, jak zdobyć doświadczenie, a poza tym jak to przedstawić „na zewnątrz”? Śluby i nieruchomości – kto to zrozumie, zaakceptuje? Ale okazało się, że moje obawy były za duże. Wiesz, ja mam bardzo dużo pokory w sobie, jestem perfekcjonistką, bardzo wymagającą wobec siebie, zawiesiłam więc sobie samej wysoko poprzeczkę i postawiłam na takie tempo wchodzenia na rynek nieruchomości, aby nikogo nie zawieść, nie rozczarować, dobrze się przygotować. Od 3 lat działam aktywnie w tej branży. Zrobiłam licencję zawodową i szkolę się nieustająco.
Czy był to całkowity zawodowy piwot czy forma dywersyfikacji?
Przyznam, że w okresie pandemii nie wiedziałam, jak to się skończy, co postanowię, czy to będzie jakiś chwilowy eksperyment czy przemyślany rozwój. Teraz jest to strategiczna forma dywersyfikacji. I dziękuję pandemii za to wytrącenie ze strefy komfortu. Dziś obie moje działalności są komplementarne, fantastycznie się uzupełniają. Team ślubny organizuje ślub i wesele danej pary, team nieruchomości – poszukuje dla nich mieszkania, domu, pomaga w sprzedaży panieńskich mieszkań itd. Powracają klienci sprzed wielu lat, którzy już nie mają, rzecz jasna, potrzeby organizacji ślubu, ale mają mieszkanie czy dom do sprzedaży.
Z perspektywy czasu uważam, że to była idealna kolejność. Poligon eventowy daje niesamowitą odporność psychiczną na zwroty akcji, na długofalowe projekty i odroczone wynagrodzenie, na zaskakujące zachowania ludzi i na to, czego się po prostu nie da kontrolować. I to w pracy agenta wydaje się też bezcenne.
Jakie doświadczenia zgromadzone przez lata pracy przy organizacji spektakularnych ślubnych eventów przełożyły się na powodzenie w pracy agenta?
Ludzie pracujący w eventach muszą być bardzo wszechstronni, podobnie jak agenci nieruchomości. Czerpią z różnych branż, muszą być niesamowicie sprawni organizacyjnie, mieć zdolności logistyczne, zmysł estetyczny, ale też wiedzę prawną, muszą umieć pracować „na budżecie”. Muszą być sprawczy i zdeterminowani, nastawieni na szukanie rozwiązań, odnajdywać się w sytuacjach, w których inni ludzie dostarczają im ogromnej zmienności, umieć pogodzić odmienne oczekiwania wobec jednej sytuacji. To praca, w której jedyną pewną rzeczą jest zmiana. Jeśli ktoś nerwowo reaguje na zmiany i nie umie się w tym odnaleźć, to nie jest praca dla niego, wypali się bardzo szybko.
Przez całe życie zawodowe miałam do czynienia z estetyką, architekturą, modą, szeroko rozumianym pięknem. Jestem urodzonym organizatorem i sprzedawcą. A w obu branżach sprzedaję przede wszystkim obietnicę, że zrealizuję coś pięknego, intratnego i niepowtarzalnego. Nie ma dubli, nie powtórzysz komuś ślubu, żeby tym razem lepiej wyszło i nie sprzedasz drugi raz, lepiej tej samej nieruchomości. Stoi za tym ogromny poziom odpowiedzialności.
A kluczowa umiejętność?
To chyba ta lekkość poruszania się w biznesie, czerpania z biznesowego doświadczenia w negocjacjach, w mediacjach. W branży eventowej – zwłaszcza tej ślubnej, rodzinnej, mediacje to jest duży kawałek pracy. Z jednej strony masz tych młodych, zakochanych, trzy metry nad ziemią, masz też ich rodziców i ich oczekiwania. Ale mimo wszystko jest to optymistyczny i uskrzydlający etap w życiu. Przy nieruchomościach też tak bywa, jednak częściej pracujemy z zupełnie innym stanem umysłu. Rozwody, rozstanie, relokacje, często różnego rodzaju strata. To żegnanie się z czymś, godzenie się z tym, że coś się w życiu skończyło. Mam wielu klientów na takim etapie, w którym dzieci wyjeżdżają na studia, zakładają rodziny, pojawia się syndrom opuszczonego gniazda, a razem z nim godzenie się na zmianę warunków, rezygnowanie z domu na rzecz mieszkania, bo dzieci już nie przyjeżdżają, starzenie się. To są trudne sytuacje. Inaczej się obsługuje człowieka, który rozwija się, napędza go nadzieja, inaczej w poczuciu straty. W tej atmosferze trudno jest zrobić dobry biznes, doprowadzić do sytuacji, w której klient czuje zadowolenie.
Inaczej obsługuje się człowieka, którego napędza nadzieja, a inaczej człowieka w poczuciu straty.
Widzę taką analogię, że obie działalności – wedding planning i pośrednictwo w obrocie nieruchomościami – oferują usługi, z których nie każdy ma potrzebę skorzystać, w których nie każdy widzi wartość. Ba, wielu postrzega ją jako usługę luksusową, a więc dla większości… zbędną.
W Polsce outsourcing usług prywatnych dopiero dojrzewa. Uważam też, że z takiej usługi zwyczajnie nie każdy potrafi skorzystać. Nie każdy rozumie, że agent to nie człowiek na posyłki, czy od czarnej roboty. I na pewno nie pieniądze o tym stanowią, bo mam też wielu klientów wcale nie z milionowymi budżetami i oni mają takie świadome podejście – mam mniej, więc tym bardziej skorzystam z pomocy kogoś, przy kim nie stracę, przy kim to, co mam, wykorzystam najlepiej. Tym bardziej muszę mieć kogoś, kto zabezpieczy moje interesy.
Wydając pieniądze w biznesie, oglądamy każdą złotówkę, w życiu prywatnym zakupami dodatkowo kierują emocje i motywacje często nie do końca racjonalne.
Oczywiście, wiele tu zależy od agenta – czy ślubnego czy nieruchomości. Żeby pokazać, co ja mogę i z czego oni mogą czerpać. Mam klientów, których reprezentuję w sprzedaży ich nieruchomości, którzy trafili do mnie, uczestnicząc w mojej prezentacji na nieruchomości, a ich początkowe nastawienie do usług agenta, które otwarcie manifestowali, było zdecydowanie negatywne. A po tygodniu przyszli do mnie ze sprzedażą własnej nieruchomości.
Kluczem jest rozmowa, niekoniecznie zawsze skierowana na pozyskanie zlecenia. Ja nie przekonuję, nie nagabuję. Lubię ludzi, lubię z nimi rozmawiać. Kiedy zrozumiesz ich doświadczenia, zrozumiesz ich obiekcje. Bez nich niewiele zdziałasz sama. Możesz przyjąć nieruchomość, przygotować piękną ofertę, ale jeśli klient będzie sabotować sprzedaż, bo nie będzie otwarty na terminy prezentacji, które proponujesz, nie przygotuje nieruchomości, usmaży wtedy rybę, stwierdzi, że pies jednak nie przeszkadza, albo że jednak chce być w domu podczas w prezentacji, to nie dostaniesz nawet szansy na sprzedanie tego obiektu. A może to robić zupełnie nieświadomie, bo nie rozumie, dlaczego to ważne, albo – co gorsza – nie jest jeszcze mentalnie gotowy na sprzedaż.
Inna analogia jest taka, że ślub – czy sprzedaż nieruchomości – to czasem nawet rok bycia z kimś w ważnym okresie jego życia. Ja się śmieję, że to jak z położną. To się pamięta. Dobrze albo źle. To jest coś, czego nie można kupić, to trzeba wypracować. To nie jest kupienie bazy danych. Tam jest moje nazwisko, moje relacje i to procentuje.
Czy teraz aktywnie pozyskujesz klientów, czy ten kapitał kontaktów z eventowego biznesu (wraz z poleceniami) wystarcza do zasilania Twojego biznesu?
W zasadzie nie wykonuję czegoś takiego jak zimne telefony, raczej działam na własnych naturalnie powstających bazach. Klienci zgłaszający zainteresowanie moimi ofertami to ogromny potencjał, przecież segment nieruchomości, które oferuję, sprowadza do mnie klientów określonej grupy, do których inaczej trudno byłoby mi dotrzeć. Aktywnie działam, by zrobić z nich klientów poszukujących ze mną i obsługuję w taki sposób, by moje nazwisko było ich pierwszą myślą, gdy pojawi się w nich inna potrzeba związana z rynkiem nieruchomości.
Ale nadal moją mocną nogą są klienci ślubni i ich polecenia. Potrafią zadzwonić po 10 latach, bo zobaczyli, czym się teraz zajmuję i mają dla mnie temat. I startujemy z zupełnie innego pułapu niż cold calling. 50% drogi jest już za mną, wiem, że dostanę tę nieruchomość czy zlecenie poszukiwania, bo klient już mnie zna, szanuje mnie i mi ufa. Wie, jak pracuję, że dowożę, że jak się zobowiążę, to szukam rozwiązań, aż temat doprowadzę do końca. Ale to nie są przyjacielskie kontakty, ta relacja jest zawsze profesjonalna. Przyjacielskie kontakty zresztą, nawiasem mówiąc, nie służą biznesom. Ci ludzie trzymają uprzejmy dystans, utrzymują wysoki standard życia, mają środki, obracają się w określonych kręgach. Gdy przychodzą od nich polecenia, to także z tej grupy.
Kim są klienci rynku nieruchomości luksusowych? Czy wymagania osób przekazujących drogą sukcesji rodzinne fortuny, obracających dużym majątkiem w perspektywie dziesięcioleci, różnią się od wymagań młodych milionerów i miliarderów, których przyniósł postęp technologii i rosnąca łatwość internacjonalizacji biznesu?
Rzeczywiście jest różnica postępowania, sposobu myślenia u posiadaczy „starych” pieniędzy i „młodych” pieniędzy.
Pierwsze grupa skupia się na dziedzictwie i długoterminowej wartości nieruchomości, podczas gdy druga grupa bardziej kładzie nacisk na nowoczesność, technologię i dogodną lokalizację, szczególnie ważne by lotnisko było w rozsądnej odległości.
Pierwsza grupa poszukuje nieruchomości, które będą reprezentować ich status społeczny, ale także będą przechowywać i chronić wartość ich majątku w perspektywie wielu dziesięcioleci. Szukają obiektów o wyjątkowej historii, unikalnym designie i znaczeniu kulturowym. Wymagają również wysokiej jakości wyposażenia, jak np. baseny, spa, korty tenisowe czy heliporty.
Druga grupa ma inne potrzeby i oczekiwania. Są bardziej zainteresowani nowoczesnymi technologiami i inteligentnymi rozwiązaniami w swoich nieruchomościach luksusowych. Oczekują, że ich domy będą wyposażone w najnowsze bajery: systemy automatyki domowej, inteligentne urządzenia. Zwykle ta grupa zmienia nieruchomości co 3 lata, podczas gdy pierwsza grupa kupuje na naście czy dziesiąt lat.
Jak wygląda struktura Twoich zleceń? Czy często pracujesz z klientem popytowym, czy raczej obsługujesz nieruchomości powierzone do sprzedaży?
Patrząc na rok 2023, to mam bardzo równy podział 50 na 50.
Strategia sprzedaży nieruchomości luksusowych bardzo różni się od obsługi nieruchomości z tzw. segmentu popularnego. Przyjmuję za pewnik ekskluzywną współpracę na wyłączność. Zatem, co jeszcze?
To prawda. To moja żelazna zasada – pracuję tylko na wyłączności. To model biznesowy win-win. Oczywiście edukuję, wyjaśniam, pokazuję różnicę i efekty, pracuję ze świadomym klientem. Jeśli mimo tych działań ktoś nie rozumie tego jakże skutecznego modelu, to nie jest to klient dla mnie. Jestem w stanie dać z siebie bardzo dużo, ale pod warunkiem partnerskiej relacji pełnej wzajemnego szacunku.
Praca na wyłączności to biznesowy model win-win.
Najcenniejszym, co posiadam, jest baza klientów. Mogę zaoferować dotarcie oferty nieruchomości do bardzo interesującej grupy docelowej.
Podstawą jest profesjonalna sesja zdjęciowa, home staging, filmy reklamowe. Realizujemy zaawansowane kampanie reklamowe w internecie, ale też staramy się robić klasyczny PR domom, posiadłościom. Luksusowe nieruchomości wymagają więcej, ale też dają więcej możliwości. Storytelling – rozwijamy intensywnie. Każda nieruchomość to nowy potencjał do przygotowania ciekawych propozycji marketingowych. Można się wykazać. Ale kluczowa jest rozsądna relacja inwestycji i spodziewanych zysków.
Luksusowe nieruchomości wymagają więcej, ale też dają więcej możliwości.
Jakie wyzwania związane z obsługą znanych klientów dostrzegasz i jak sobie z nimi radzisz?
Osoby znane z show biznesu, sportu czy biznesu, zwłaszcza gdy zmiany są u nich związane z jakimiś trudnymi sytuacjami (np. problemami finansowymi, wydarzeniami rodzinnymi, rozwodami) cenią dyskrecję, i ja mam to zabezpieczać. Chronią prywatność – ja mam to zapewnić. Mam sprzedać nieruchomość, której nie wolno promować „tu i tam”.
Gdy dążę do sprzedaży na otwartym rynku, bardzo uważnie i głęboko odpersonalizowuję nieruchomość. Czasem odbywa się spora ekwilibrystyka. Odprawiam wręcz odwrotny home staging, ukrywając (lub zmieniając na inne) znacznej wartości przedmioty, dzieła sztuki. Nie tylko dlatego, że nie zostaną w nieruchomości po sprzedaży, ale dlatego, że mogą zostać rozpoznane, skojarzone z właścicielem. I z powodów bezpieczeństwa też. Zachowanie prywatności właściciela, zwłaszcza gdy jest on osobą znaną, jest w zasadzie standardem działania. Po to, żeby pojawiający się zainteresowani faktycznie mieli na celowniku nieruchomość, a nie poznanie kulis życia właściciela i zwiedzanie jego domu. Kupujący poznają nazwisko właściciela dopiero na akcie. Podobnie zresztą w sytuacji, gdy reprezentuję stronę poszukującą. Dlaczego? Bo znane nazwisko winduje oczekiwaną cenę – „przecież go stać” – co nie ma nic wspólnego z cechami nieruchomości. Dla kupującego dyskrecja jest gwarancją utrzymania ceny.
Nauczyłam się myślenia sekwencyjnego, co się stanie, gdy… plan a, b, c i d. Przygotowanie na każdą ewentualność. Podczas eventu nie masz zbyt wiele czasu na reakcje. Nie wyprawiasz przecież ślubu komuś drugi raz. Pracując w branży nieruchomości, też tak działam. Nie dopilnowując czegoś na czas, tak samo możesz zaprzepaścić transakcję. Gdyby na przykład coś się wydarzyło na prezentacji, zniszczenie, kradzież... Dlatego też bardzo uważnie selekcjonuję osoby przychodzące na prezentacje. To jest ta praca, która jest niedoszacowana, te roboczogodziny, których nie widać, spędzone na rozmowach, zanim przeprowadzisz człowieka na prezentację. I tu też właściciel musi mieć to uświadomione. Że nie celem jest duża liczba prezentacji, a celem jest sprzedaż. Można to osiągnąć, przyprowadzając wycieczki, ale – dzięki dobrej kwalifikacji poszukującego – można przyprowadzić tego jednego, który kupi.
Często pojawia się trudność z oszacowaniem wartości nieruchomości luksusowej, rzadkiej, unikalnej, nieposiadającej znanych rynkowych benchmarków. Zdarza się brak skłonności do negocjacji i osiągania kompromisów czy też buzujące ego. Tam gdzie pieniądz, tam są emocje, tam gdzie emocje, przydają się zrównoważeni agenci amortyzujący transakcję. Przejście od emocjonalnej wyceny wartości, przez podejście życzeniowe, do realnej możliwej do uzyskania ceny to też godziny zaangażowania, których nie widać. Tu sprzedającemu trzeba poświęcić bardzo dużo uwagi i czasu.
Jednak nie oceniam. Dla każdego co innego jest ważne, każdy ma swojego bzika. To nadaje kolorytu pracy. Czasem wyzwanie dotyczy samej nieruchomości, gdy przychodzisz na wizję nieruchomości i okazuje się, że będziesz sprzedawać mieszkanie z wielkim pytonem i tarantulami. Relokacja nie wchodzi w grę, terraria są bardzo duże, poza tym jest środek zimy. Bo tego się gadom nie robi... Uczę się całe życie. Tyle się mówi o odpersonalizowaniu, ciszy, nieobecności domowników, wyprowadzeniu psa, a tu nagle masz na prezentacji mieszkania gady i pajęczaki...
Jakie widzisz cechy osobowości, które są niezbędne, by odnieść sukces i długotrwale utrzymać się w tym zawodzie?
Komunikatywność – odmieniana przez wszystkie przypadki. Empatia – słowo klucz. Determinacja, automotywacja – bez tego szybkie wypalenie zawodowe gwarantowane. Intuicja. Pewność siebie, ale nie buta. Umiejętność słuchania, ogrania ciszy w negocjacjach, w kluczowych dla procesu decyzjach – czasem cenniejsza niż mówienia, prawdę mówiąc. Umiejętność ponoszenia porażek – one są wkalkulowane w każdy biznes, mi lata zajęło zanim przestałam je przyjmować osobiście, a z wdzięcznością jako lekcje do przerobienia. Praca zespołowa – jak ktoś umie tylko solo, nie ma szans w tym zawodzie.
W ogóle uważam po tych kilku latach na rynku, że praca agenta jest bardzo niedoceniana w Polsce. To jeden z bardziej przekrojowych zawodów, trzeba mieć wiedzę z wielu dziedzin i z niej sprawnie korzystać. Zawód z bardzo wysokim ryzykiem. Powoli się ten wizerunek zmienia, ale potrzebna jest nieustająca edukacja klientów, by lepiej rozumieli zasadność korzystania z usług, a tym samym wiedzy i doświadczenia takich ludzi jak my.
Dziękuję Ci za rozmowę.
Magazyn ESTATE
Skupiamy uwagę na nieruchomościach
Bezpłatny e-magazyn w 100% dla pośredników
Wiedza i inspiracje do wykorzystania od ręki dostarczane przez doświadczonych uczestników rynku nieruchomości z zakresu marketingu nieruchomości, sprzedaży i negocjacji, prawa i finansów oraz rozwoju osobistego.