Nieruchomosci-online.pl - Tu zaczyna się dom tu zaczyna się dom

  • Blog
  • Budowa i remont
  • Wzięli sprawy w swoje ręce, czyli jak mieszkańcy „naprawili” zaniedbane podwórko – OLSZTYN

Wzięli sprawy w swoje ręce, czyli jak mieszkańcy „naprawili” zaniedbane podwórko – OLSZTYN

Dominika Studniak

fot.: Tomasz Janus

W miastach na całym świecie, mieszkańcy i lokalni społecznicy biorą sprawy w swoje ręce, przekształcając zaniedbane przestrzenie w oazy zieleni i miejsca spotkań społeczności. W Polsce również można zaobserwować ten pozytywny trend. Rozmawiamy z inicjatorami i wykonawcami tych projektów, aby dowiedzieć się, co popchnęło ich do działania, co udało im się osiągnąć, jakie napotkali wyzwania i z czego są najbardziej dumni.

Historię przywracania do życia podwórka na olsztyńskim Zatorzu, zwanym Parkiem „Za Torami Pod Lipami”, opowiada Tomasz Janus, inicjator, organizator i wykonawca prac rewitalizacyjnych.

Tomasz Janus, fot. Marcin Sójka, Nieruchomosci-online.pl

Wasze podwórko wygląda imponująco, ale przecież nie zawsze tak było. Co skłoniło Was do podjęcia inicjatywy jego rewitalizacji?

Motywacja była prosta. Zamieszkaliśmy na olsztyńskim Zatorzu w 2011 roku i od początku każdego dnia z okien naszego mieszkania oglądaliśmy zdegradowany, ale o wielkim potencjale, zielony teren. Nasz 2-letni wówczas syn nie miał gdzie się bawić, a wszelkie próby rekreacyjnego skorzystania z tej przestrzeni zawsze kończyły się powrotem do domu z psią kupą na bucie. Dodatkowo wszędzie pełno dziwnych typów. Rozbite szkła, puste butelki… przedmioty, których nawet byś się nie spodziewała, to trzeba było zobaczyć. Aktualnie wszyscy zapomnieli, jak tu było wcześniej, ludzka pamięć jest wybiórcza i każdy teraz myśli, że tak było od zawsze. Ale reasumując – bodźcem do działania była potrzeba posiadania przyjaznej przestrzeni do spędzania czasu z dzieckiem zamiast śmierdzącego patologicznego ścieku.

Jakie były początki Waszego projektu? Kto był jego inicjatorem?

Jak to zwykle bywa w naszym związku, inicjatorem i motorem napędowym wszelkich działań jest moja żona. Ja jestem tylko prostym wykonawcą :) Zanim cokolwiek w tym temacie drgnęło, Ania miała w głowie cały projekt i jedynym problemem był brak funduszy. Teraz już jesteśmy zorientowani w temacie, ale na początku nie wiedzieliśmy, z kim rozmawiać, kogo poprosić o pomoc. Trudno było kogokolwiek przekonać do rewitalizacji tego terenu. Aż pewnego dnia przeczytaliśmy, że Miasto Olsztyn rusza z projektem Podwórka z Natury. Mówiąc w skrócie – był to jeden z pierwszych projektów rewitalizacyjnych w naszym mieście zakładających obudzenie w lokalnych społecznościach odpowiedzialności za swoje otoczenie. Nas nie trzeba było budzić, zobaczyliśmy w tym szansę na realizację naszych planów. Dołączyliśmy do tego projektu i okazał się on bodźcem, który ruszył całą lawinę działań.

Czy wiązało się to ze wsparciem finansowym? Skąd jeszcze pozyskiwaliście środki i w jaki sposób?

W ramach programu Podwórka z Natury dostaliśmy 8 tys. złotych, za które kupiliśmy rośliny – głównie kocimiętkę – i zabawki dla dzieci. Potem był grant od firmy Michelin i społeczna zrzutka na Polak Potrafi. W międzyczasie Miasto Olsztyn doceniło nasze zaangażowanie i w miejskim budżecie wykrojono fundusze na budowę oświetlenia. Niewielką kwotę zdobyliśmy od firmy MPEC, a potem przyszły pieniądze z Budżetu Obywatelskiego. Bezskutecznie wzięliśmy udział w kilku edycjach, by w końcu po kilku latach „wygrać” dwie edycje z rzędu. Wszystko, o czym mówię, nie przychodziło łatwo – to były godziny i dni pracy, spotkań, pisania projektów, lobbowania i innych akcji. Przez te lata wyłożyliśmy też kilka tysięcy w z własnej kieszeni. Niedawno policzyłem, ile łącznie funduszy udało się nam pozyskać i okazało się, że jest to kwota 305 tys. złotych. Ale – co muszę podkreślić – najważniejsza zmiana nastąpiła, gdy nie mieliśmy niczego, oprócz własnego entuzjazmu i skromnych 8 tysięcy z programu Podwórka z Natury. To wtedy, na przełomie 2017 i 2018 roku wszystko się zaczęło, potem było już głównie dopinanie planów projektowych.

Jakie wyzwania napotkaliście podczas realizacji projektu? Czy mieliście momenty zwątpienia?

Największym wyzwaniem było zmierzenie się z obojętnością okolicznych mieszkańców. W wielu przypadkach nawet z wrogością. Nikt tu nie był zainteresowany uratowaniem tego skrawka przestrzeni, mimo że teraz chętnie korzystają z tych dokonań. Owszem, na początku pojawiło się kilka osób zachwyconych wizją stworzenia terenu rekreacji, ale szybko poznikały, gdy okazało się, że trzeba po prostu fizycznie pracować. Program Podwórka z Natury zakładał aktywność uczestników, czyli mówiąc wprost, chwycenie za łopatę, grabie itp., a tego nikt tu nie chciał robić.

W efekcie zostaliśmy na placu boju sami. To były długie godziny spędzone na podwórku… Warto podkreślić, że robiliśmy to wszystko, mając na głowie 8-letniego syna i półroczną córkę. Ale cała idea była taka, że robimy to dla nich. Nikt z nas nie myślał, że poświęcamy się dla lokalnej społeczności. A jeśli chodzi o tę społeczność, to w początkowej fazie pomagało nam kilku sąsiadów ale potem z tego grona została tylko jedna osoba. Bardziej pomagali nam ludzie z dalszych części Olsztyna niż sąsiedzi. Założyliśmy profil na Facebooku, o akcji zrobiło się głośno i zaczęli przychodzić ludzie, którzy chcieli być częścią tej inicjatywy. Gdyby nie oni, nie udałoby się nam zrobić tego, co zrobiliśmy.

Ja, osobiście, miałem chwile zwątpienia, kilka razy chciałem to wszystko rzucić, a głównym powodem była właśnie obojętność lokalnej społeczności. Długo o tym nie mówiłem, ale teraz nie mam już oporów, żeby nie owijać w bawełnę i nazywać rzeczy po imieniu. Paradoksem jest to, że od czasu tych zmian, to my jesteśmy tymi osobami, które spędzają tam najmniej czasu, a które wciąż są jedynymi, które myślą o dalszym rozwoju tego miejsca.

Skąd czerpaliście inspiracje i pomysły na zagospodarowanie przestrzeni?

To wszystko jest efektem kreatywności Ani i różnych drobnych inspiracji z internetu. Czytaliśmy o różnych podobnych akcjach w Nowym Jorku, Berlinie, Warszawie i wiedzieliśmy, że się da. Ania od początku miała w głowie strefowanie przestrzeni, bo swoje miejsce mieli tu znaleźć wszyscy, również właściciele psów, którzy zyskali swoją Psią Strefę w czasach, gdy nikt o tym w tym mieście nie myślał. Swój wkład w wizję tego miejsca ma również Marcin Banat ze Strefy Balansu, twórca naturalistycznych placów zabaw, który jest z nami od początku i który wniósł swoją wiedzę i umiejętności.

Jakie konkretne zmiany zaszły na Waszym podwórku dzięki Waszej pracy? Jakie są efekty rewitalizacji?

Najważniejszą zmianą jest to, że od lat głównymi użytkownikami podwórka są osoby, które tutaj nawet nie zaglądały, a jeśli już zaglądały, to ze strachem. Rodzice zabraniali swoim dzieciom tu przychodzić bo było zbyt niebezpiecznie. Teraz jest tak, jak na podwórkach powinno być – są dzieci, rodziny, seniorzy i młodzież.

Mocną zmianą jest oczywiście wygląd podwórka. Teraz to jest prawdziwy minipark, ze Strefą Dzieci, w której działa jedyna taka huśtawka w mieście, ogromna piaskownica i mała zjeżdżalnia, ścieżki spacerowe z kwiatami i pięknym minipłotkiem okalającymi Strefę Piknikową, Strefa Młodzieży ze stołem do tenisa i koszem do koszykówki oraz Strefa Psa, do której można zaprowadzić swoje pupile. Była też Strefa Seniora z dwoma pięknymi kutymi ławkami okalającymi dwa drzewa. Niestety po kilku latach musieliśmy je rozebrać. Tak już w Polsce jest, że ławki przyciągają amatorów wódeczki i również u nas zostały one przez nich opanowane. Problemem jest nie tyle picie alkoholu, co brak poszanowania dla wspólnej przestrzeni, wandalizm i agresja (chociaż oczywiście te zachowania wynikają częściowo ze spożycia). Teraz na podwórku nie ma ani jednej ławki i libacje się skończyły. To przecież żaden fun pić piwko, stojąc pod drzewem, więc te osoby szukają teraz innych miejscówek. Nad brakiem ławek wiele osób ubolewa, ale z naszej strony nie wyjdzie inicjatywa ich montażu, bo wiemy, czym się to skończy. Sami nad tym ubolewamy, bo gdzie park, tam powinny być ławki. Osobiście kupiliśmy sobie składane krzesełka i jeśli mamy ochotę posiedzieć na podwórku, to ich używamy. Póki co nikt w nasze ślady nie idzie – lepiej ponarzekać, że „nie postawili ławek”, zamiast wykazać się pomysłowością – ale spodziewam się, że niebawem pojawią się pierwsi naśladowcy :)

Czy myślicie o kontynuacji projektu lub o nowych inicjatywach? Jakie macie plany na przyszłość?

Póki tu mieszkamy i póki nasze dzieci są w takim wieku, że tego podwórka będą potrzebować, póty będziemy o to dbać. W lipcu ruszają prace nad realizacją projektu, który powstał przy ścisłej współpracy z Marcinem Banatem ze Strefy Balansu. De facto w większości jest to jego pomysł, ja głównie zająłem się stroną organizacyjną. Będzie to Stacja Inspiracja, współczesna wersja trzepaka, kolejna atrakcja dla dzieci i młodzieży. I chyba ostatnia taka większa konstrukcja, bo więcej miejsca nie mamy :) Mamy jeszcze parę pomysłów, które wynikają z pierwotnego założenia, próbowaliśmy je nawet wdrożyć, ale spotkaliśmy się z oporem urzędników, który dałoby się „przewalczyć”, ale nie mamy też tyle czasu i energii, by spalać się cały czas w tym projekcie.

Mamy jeszcze trochę planów związanych z nowymi roślinami. Być może za jakiś czas wrócimy do organizowania akcji i wydarzeń społeczno-kulturalnych, których kilka się w przeszłości odbyło. Przez kilka lat z rzędu odbywały się Otwarte Treningi Kuglarskie prowadzone przez Olsztyński Teatr Uliczny z towarzyszeniem muzyki granej na bębnach. Poza tym parę razy (w początkowej fazie) odbywały się gry terenowe, animacje i warsztaty. Marzyło nam się też kino plenerowe, myśleliśmy też o tym, żeby artystów działających w różnych obszarach zaprosić do realizacji w tej przestrzeni różnych instalacji i happeningów. Chcielibyśmy też trochę bardziej zagospodarować Strefę Psa (nawet kiedyś napisaliśmy taki projekt), ale sami psa nie mamy, a skoro te dziesiątki osób, które codziennie tu przebywają ze swoimi pupilami, takiej potrzeby nie mają, to chyba nie ma sensu uszczęśliwiać ludzi na siłę.

Co poradzilibyście innym, którzy chcieliby podjąć podobne działania w swoim otoczeniu?

Sam nie wiem. Każdy przypadek jest inny. Najważniejsze są wiedza i pomysł, co się chce osiągnąć, a potem szukanie dróg otwierających możliwości realizacji założeń tego pomysłu.

Nam się nie udało zbudować mocnego wsparcia w sąsiedzkiej społeczności, ale w samym Olsztynie jest kilka przypadków podwórek, które zbudowały silne więzi, a do wspólnej pracy wychodziło nawet kilkanaście osób. Bo to jest właśnie najważniejsze, ta odpowiedzialność za wspólną przestrzeń. Świadomość, że nie jest to ziemia niczyja, którą można niszczyć, bo to przecież nie moje.

Ci, którzy chcą podjąć takie działania, zazwyczaj je podejmują, nawet jeśli nie mają na początku żadnego doświadczenia. I być może, najważniejszą radą byłoby: „nie zrażajcie się, że ktoś nie szanuje waszej pracy, a nawet próbuje ją zniszczyć. Jeśli będziecie wystarczająco konsekwentni i uparci w końcu osiągniecie swój cel”.

Co Wam osobiście dała praca przy rewitalizacji podwórka?

Jak widzisz, to była i jest huśtawka nastrojów, od euforii do załamania. Ale ostatecznie transformacja jest niebywała, a podwórko tętni teraz życiem, a o to przecież właśnie chodziło. Osobiście, mamy tę korzyść, że nasz teraz już nastoletni syn wychowywał się na tym podwórku, korzystając z naturalnych nieoczywistości, których próżno szukać na placach zabaw oferujących gotowe schematy zachowań. Tu jest jak w tajemniczym ogrodzie, który wyzwala kreatywność i buduje wspomnienia na całe życie. Teraz to samo jest udziałem naszej córki. Jak widzisz, w naszym działaniu nie ma zbyt wiele elementów altruistycznych. Nie poświęcaliśmy się dla społeczności. Głównym motorem napędowym jest dobrostan naszych dzieci, a że przy okazji mnóstwo osób na tym korzysta, to okazuje się to wartością dodaną do naszych egoistycznych pobudek :)

Dziękuję za podzielenie się Waszą historią.

 

Poznaj inne historie z cyklu „Podwórka (od)nowa”:
Wzięli sprawy w swoje ręce, czyli jak mieszkańcy „naprawili” zaniedbane podwórko – POZNAŃ
Wzięli sprawy w swoje ręce, czyli jak mieszkańcy „naprawili” zaniedbane podwórko – KATOWICE

 

Dominika Studniak

Dominika Studniak - Od 2010 r. związana z portalem Nieruchomosci-online.pl. Realizuje projekty związane z administrowaniem portalami internetowymi i ich optymalizacją, copywritingiem i content marketingiem. Redaktor naczelna bloga Nieruchomosci-online.pl. Redaktor prowadząca e-magazynu „ESTATE”.

Zobacz także